„Mroczny zakątek” Gillian Flynn

Powieść (prawie) dobrze skrojona

Ostatnimi czasy czytam kryminały, thillery i tym podobne straszne/niestraszne, lepsze/gorsze rzeczy z pasją i oddaniem osoby uzależnionej. Analizuję, scena po scenie, powieści Jo Nesbo. Trawią mnie bolączki Szackiego. Znam na pamięć cytaty z Chandlera. Ciepło uśmiecham się po lekturze tekstów Christie, i w końcu drżę na myśl o medycznych eksperymentach popaprańców/bohaterów książek Gerritsen. Mroczne gatunki (nazwijmy je tak roboczo) zawładnęły zupełnie moim sercem i umysłem (pospołu z reportażem oczywiście). Dlatego, gdy tylko zauważyłam w otchłani Internetu okładkę „Mrocznego zakątka” (i zrobiłam małe rozeznanie na temat Flynn) to poczułam, że czeka mnie całkiem zacna literacka przygoda (plus adrenalina, plus wzburzona krew) i faktycznie było dobrze. No prawie.

„Mroczny zakątek” to opowieść o rodzinnej tragedii, która rozegrała się dwadzieścia pięć lat temu na podupadającej farmie, w samym sercu Ameryki. Jedyną ocalałą z masakry jest kilkuletnia Libby Day. Na podstawie zeznań dziewczynki o zabójstwo matki i dwóch sióstr zostaje oskarżony jej starszy brat Ben, który trafia do więzienia z wyrokiem dożywocia. Życie Libby upływa w samotności, stagnacji i strachu. Wychowywana, może precyzyjniej „doglądana” przez liczne rodziny zastępcze, w dorosłym życiu próbuje po prostu przetrwać. Utrzymuje się z wpłat, które otrzymała tuż po tragedii, od hojnych darczyńców i dość często zagląda do kieliszka. Jednak pewnego dnia jej życie diametralnie się zmienia. Zaczyna brakować jej środków do życia, a jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki na jej drodze staje mężczyzna – przedstawiciel Klubu Zbrodni. Organizacji, której członkowie fascynują się tajemniczymi morderstwami i którzy są przekonani, że zabójstw nie mógł dokonać Ben. Za hojną opłatą angażują więc Libby, która ponownie ma się przyjrzeć sprawie, zrewidować swoje wspomnienia z dzieciństwa i pomóc w odkryciu prawdy lub w utwierdzeniu się w przekonaniu, że obraz zapamiętany z dzieciństwa jest tym prawdziwym.

Książka Flynn to bardzo dobrze skonstruowana powieść. Wątki fabularne, te współczesne i te z dnia tragedii, regularnie się przeplatają. Poznajemy zdarzenia z punktu widzenia Bena i Patty – matki i dorosłej już Libby. Z zapartym tchem śledzimy elementy, sytuacje, zachowania, które doprowadziły do okrutnego morderstwa. Autorka często zwodzi czytelnika, kluczy, sprawnie buduje napięcie. Jest i mroczno i strasznie. Z ulgą czytelnik wita współczesną opowieść Libby, która zdaje się być mniej groźna, gdyż już wszystko co złe wydarzyło się dawno, dawno temu. Gdzieś jednak w połowie tekstu, ta intensywność doznań zaczyna słabnąć. Czytelnik zaczyna domyślać się zakończenia, dostrzega szwy powieści i zamysł autorki. Jakby Flynn nagle zaczęła się inspirować zasadami jakiegoś marnego kursu kreatywnego piania i straciła wiarę we własną inteligencję. A szkoda.

Jednak, co trzeba ze całą sprawiedliwością tego świata oddać autorce, to fakt, że Flynn doskonale przedstawiła postaci. W „Mrocznym zakątku” każdy z bohaterów ma swój rewers, nikt nie jest bez winny, każdy (czy mówimy o Libby, Patty, Benie, Diondrze, czy też Trey’u) ma swoje motywy, jest w jakiś sposób uwikłany. A sama Libby wywołuje w czytelniku spektrum emocji – od nienawiści do uwielbienia. A w tym konkretnym gatunku to rzadka rzadkość.

Nie dziwię się, że „Mroczny zakątek” został zekranizowany (z niecierpliwością czekam na polską premierę filmu), bo to bardzo, ale to bardzo plastyczny kawałek literatury. I myślę, że mimo mojego lekkiego i delikatnego maruderstwa, rzecz warta lektury.

Recenzja opublikowana pierwotnie na portalu „Lubimy Czytać”

13 komentarzy

  1. Właśnie czekałam, aż opublikujesz recenzję także tutaj. 🙂

    Przeczytałam książkę parę miesięcy przez Tobą (cóż za osiągnięcie! ;)) i miałam podobne odczucia. Głównej bohaterki faktycznie czasem nie lubiłam, potem było mi jej żal, zaczynałam ją darzyć sympatią, żeby znowu wrócić do niechęci. Natomiast na historii chyba nie skupiłam się za dobrze, bo jednak nie spodziewałam się większości sytuacji. A może to dlatego, że ja raczej nie gustuję w kryminałach i thrillerach, przez co nie wiem tak naprawdę, czego można się spodziewać. 😉

  2. Widzę, że nie tylko ja mam atak czytelnictwa kryminalnego 😀 Może to zima tak robi z człowiekiem.
    Czytalam tej autorki "Ostre przedmioty", które dla mnie były zbyt zamotane i popaprane (żaden z bohaterów nie był normalny) oraz dobrą "Zaginioną dziewczynę", w której odrobinę rozczarował mnie koniec, jakby Autorka nie do końca miała pomysł na wybrnięcie z bałaganu, którego narobiła – ale ekranizacja cudowna, polecam. Pewnie sięgnę i po tą, o której piszesz, a na pewno po ekranizację.

    1. Ta jest całkiem zacna, oprócz jakiś niedociągnięć to całość oceniam na 4 i pół w skali 1-5. Idealna na zimowe wieczory.W ogóle Flynn ma bardzo sprawne pióro i myślę, że z kolejnymi tekstami będzie jeszcze lepiej 🙂

  3. Z kryminałami, thrillerami i tak dalej mam pewien problem – za często domyślam się już w połowie, co będzie dalej, i potem czytanie już mi nie sprawia takiej frajdy 🙁 Ta książka mnie korciła, ale powoli przestaje, chyba wrócę do mojej ulubionej Yrsy Sigurdardottir, która mnie jeszcze nie zawiodła 😉

  4. Ja przekonałam się do wspomnianych "mrocznych gatunków" w zeszłym roku – całym sercem pokochałam prozę Kallentofta (choć jest specyficzny), Sigurdardottir (za pomieszanie rzeczywistości ze zjawiskami nadnaturalnymi) i Keplera. "Mroczny zakątek" również chciałabym przeczytać, bo nasłuchałam się na jego temat sporo dobrego.

Skomentuj lilybeth Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *