Literackie wprawki i wpadki

Istnieją na świecie takie książki, które nijak nie zasługują na akapit, linijkę, czy nawet słowo uwagi. Do takich książek bezdyskusyjnie należy  „Ostatni ślad” Charlotte Link. Dlaczego zatem, tej nad wyraz marnej książce, udało się zaskarbić już trzy wiersze mej quasi recenzji?! A to z pobudek zupełnie egoistycznych, aby nie powiedzieć – hedonistycznych. Autorka tegoż bloga  bowiem dawno, ale to dawno nie pisała dla czystej przyjemności wyrazu i formy. Potrzeba małej wprawki, tudzież rozgrzewki, czy w końcu rendez-vous ze słowem pisanym (precyzyjniej – wystukanym na klawiaturze) stała się przyczyną niniejszej notki. Chociaż z drugiej strony, przecież na co dzień wchłaniam literaturę całym swoim skromnym jestestwem – „robię w książkach” – codziennie przerzucam tysiące woluminów, codziennie czytam około 100 stron (głównie w pociągu. Chwała PKP!). Ale pisanie, liczy się pisanie i dlatego właśnie, wybaczcie drodzy czytelniczy, ale trochę sobie pofolguję.

Wracając do meritum – Link i jej książką „Ostatni ślad”. Początek obiecujący, środek zatrważający i kiepski do granic możliwości (wytrzymałości czytelniczej!), zakończenie – słów brakuje i ręce opadają. Liczyłam, że tekst niemieckiej autorki będzie miłą przerwą i odskocznią (podobnie jak Nesser) pomiędzy wymagającym a bardzo wymagającym wydawnictwem a tu takie rozczarowanie. I niestety, należę do tych czytelników – samobójców, którzy jak zaczynają czytać książkę to i muszą ją skończyć. Niestety po stokroć! A fabuła – bohaterką książki jest znudzona kura domowa, która marzy o powrocie do życia sprzed małżeństwa tj. życia dziennikarskiej harpii w londyńskim city. Porzuca więc męża i pasierba, sielankowy dom na Gibraltarze i rusza na poszukiwanie przygód, a precyzyjniej – poszukiwanie swojej zaginionej koleżanki Elaine Dawson. Po drodze, rzecz jasna, spotyka ją kilka niespodzianek, miłość i rozczarowanie – też nie są jej obce, ale spokojnie – finał jest przewidywalny jak to, że w grochówce odnajdziemy groch (a może to wcale nie jest takie oczywiste?!). Basta. Książka ta nie jest warta niczyjej  uwagi. A jeśli ktoś już posiada egzemplarz to można wyrzucić, sprzedać, wykorzystać jako podpórkę do chwiejącego się stolika… Vanitas vanitatum, et omnia vanitas.

PS Mam pytanie – kto odpowiada za napis na okładce „Najlepsza książka 2008 roku w Niemczech”?! Hesse i Mann przewracają się w grobie. Zaprawdę!

34 komentarze

    1. Magdo – utylitaryzm czytelniczy to moje drugie imię 🙂 ale książka naprawdę kiepściutka. A Książki.Magazyn – szkoda, że z numeru na numer jest coraz gorzej. A zapowiadało się tak pięknie…

      PS Czy mogę podpytać nieśmiało o szablon bloga – bardzo mi się podoba 🙂

      pozdrawiam serdecznie 🙂

  1. Zgadzam się z Twoją opinią dotyczącą Książek. Przecież przez kwartał jest okazja, by wybrać to, co jest najciekawsze i zamówić warte uwagi artykuły. Po co mi przedruki fragmentów. Co ja z tego mam, że wiem, co się wydaje w wybranych krajach, jeżeli nie wiem, które wydadzą nasze wydawnictwa.

  2. Dawno stwierdziłam, że to autorka jednej książki – "Dom sióstr". Z jakiegoś powodu, ten "Dom…" bardzo mi się podobał, inne po kilkudziesięciu stronach porzuciłam na zawsze. Niestety nie przebrnęłam przez dzieła Link i wszędzie niosłam nowinę, że to zła pisarka jest. W każdym razie cieszę się, że nie jestem odosobniona w swojej opinii:).

  3. Trochę Ci zazdroszczę tego obcowania z PKP (ale tylko trochę!:P) – ja też kupiłam "Książki", ale jak na razie wyskrobałam tylko trochę czasu na przekartkowanie. Ty zaś piszesz, że już przeczytałaś!
    Co do Link: od pewnego czasu obchodziłam i obwąchiwałam ją w księgarniach, ale nie mogłam przekonać samej siebie, że warto na nią wydać choćby te parę złotych (a widziałam ją w jakichś naprawdę tanich wydaniach – po 9,90 albo jakoś tak). Teraz zaś ograniczę się wyłącznie do mijania szerokim łukiem:)

    1. Momarta –
      Nie kupuj Ch. Link, nie kupuj – szkoda pieniążków 😉 A podróż pociągiem to bardzo dobra rzecz. Wiele czasu na czytanie i towarzystwo niebanalne – serio, serio 🙂 Czuję, jakbym codziennie dotykała samej podszewki rzeczywistości 🙂

      A magazyn literacki – nie zachwyca, choć powinien. Szkoda.

      moc serdeczności 🙂

  4. Link jest dla mnie autorka jednej książki – "Dom sióstr". Z jakiegoś powodu ta powieść bardzo mi się podobała. Niestety, Przez inne dzieła pisarki nie byłam w stanie przebrnąć.
    Cieszę się, że nie jestem o ocenie p.Link odosobniona:).

    PS
    Wczoraj puściłam komentarz, ale chyba zżarło… albo coś:)

  5. No proszę, miałam w planach przynajmniej jedną książkę Charlotte Link, a teraz nie mam już żadnej 🙂 Skoro piszesz, że to taka mierna literatura, to na pewno tak jest. Szkoda mi czasu na sprawdzanie czy moje nerwy to wytrzymają, czy nie. Tyle jest pięknych i dobrze napisanych książek, że nawet na przeciętne szkoda czasu.

  6. Właśnie… magazyn o książkach… mam podobne zdanie. Pierwszy numer zachwycał, drugi też, potem jakoś tak średnio było. Mam wszystkie, bo wierzyłam, że to tak chwilowo coś nie wyszło, a może ja znudzona wszystkim, nie potrafię odnaleźć fajnych tekstów w kwartalniku. Ale… teraz zastanawiam się nad kupnem numeru ze Smith na okładce i chyba zrezygnuję. Bo znów czytam w zajawkach, że w środku Pilch… który to już raz? I sporo promocji ciągle tych samych wydawnictw… 🙁

  7. Uwielbiam takie recenzje :-). Rzeczowo, na temat i bez pozostawiania jakichkolwiek wątpliwości. Zastanawiałam się kiedyś nad książkami Link, a teraz już nie muszę tracić na to czasu, tylko spokojnie przeczytać co innego 🙂

  8. A mnie się "Ostatni ślad" całkiem podobał, chociaż dawno temu to było i szczegółów nie pamiętam, i jeszcze "Przerwane milczenie". Za to powszechnie chwalony "Dom sióstr" był dla mnie gniotem konkursowym… Przy nim ta to arcydzieło 😉

  9. Ale dalas czadu Moniko z ta recenzja! Moja tesciowa zaczytuje sie w Ch. Link a ja sie zastanawialam dlaczego. Teraz wiem, hihihi! Dzieki za odpowiedz!
    Jesli chodzi o Twoje samobojcze (czytelnicze) sklonnosci, to musze Ci powiedziec, ze Cie podziwam. Ja tak nie moge, jak ksiazka mi sie nie podoba, to koniec, nie mecze sie i nie trace czasu! A moj maz natomiast jest taki jak Ty, i ja nie moge na niego patrzec, jak sie chlopak meczy! Pozdrowka z Europy!

    1. Aniu – a podobno wczoraj był "Dzień Teściowej" 😉
      To my z mężem jesteśmy tacy okropni masochiści. Obydwoje równo się męczymy. Ale chyba jestem przypadek beznadziejny i nie reflektuję na zmiany. Niestety.

      Dziękuję i pozdrawiam całą rodzinkę 🙂

Skomentuj Anna Wolleben Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *